strona główna > polski > doświadczenia > życie po odejściu
Refleksje o życiu po odejściu
[Przełożył: Dawid S., aka PanWór, 01.02.2025]
Strażnica kreuje się na potężną twierdzę, miejsce schronienia dla tych, którzy znaleźli się w jej symbolicznych murach. Dla wielu jednak to nie azyl, a więzienie z którego wydostanie się wydaje się niemożliwe. Jak się wydostać? I co czeka po drugiej stronie?
Autor tego szkicu pisze:
Narysowałem to dwa lata temu. Czułem się jak bezbronne dziecko stojące naprzeciw muru i zamkniętych drzwi Strażnicy. To było jeszcze zanim przeczytałe jakiekolwiek „odstępcze” materiały. Zanim dowiedziałem się o istnieniu exJW na Reddicie. Dziś już nie jestem ani samotny, ani bezbronny.
Opuszczenie tej organizacji wiąże się z ogromnym kosztem – strata rodziny, przyjaciół i całego światopoglądu może prowadzić do fali skrajnych emocji: od stresu i lęku, przez gniew, aż po depresję. Mało kto, kto odszedł, powie, że było to łatwe, lecz niezliczone historie byłych Świadków, które usłyszałem i przeczytałem, ukazują jedną wspólną prawdę – mimo bólu i trudności warto było odejść. Ostatecznie niemal wszyscy odnaleźli większe szczęście i spokój. Dzielę się tymi historiami, by dodać otuchy tym, którzy wahają się przed podjęciem decyzji o odejściu lub zastanawiają się, czy kiedykolwiek uda im się odzyskać równowagę po latach życia w organizacji o wysokim stopniu kontroli.
Sama zmagałam się z problemami emocjonalnymi i psychicznymi w zborze. Kiedy uświadomiłam sobie, że wszystko to było jedynie iluzją, ku mojemu zaskoczeniu moje problemy zaczęły znikać. Poprawił się także mój stan zdrowia fizycznego.
To była najodważniejsza decyzja mojego życia – i być może nic nigdy jej nie dorówna. Ale jestem niewiarygodnie wdzięczny i czuję ogromną ulgę, że się na to zdobyłem. Moje życie i szczęście poprawiły się diametralnie, choć dojście do tego momentu wymagało lat walki z wyrządzonymi już szkodami.
Największą radością po odejściu jest dla mnie fakt, że przez lata żyłem w nieustannym, trudnym do zniesienia bólu fizycznym, który – jak teraz rozumiem – był wynikiem wewnętrznej walki z dysonansem poznawczym (...) dziś ten ból niemal całkowicie zniknął.
Kiedy przeglądam swoje notatniki z zebrań z ostatnich czterech lat, można by pomyśleć, że należały do osoby cierpiącej na schizofrenię paranoidalną (czaszki, smutne twarze, surowe postacie o szklistych spojrzeniach). Odkąd przestałam chodzić na zebrania, zniknęła potrzeba tworzenia tych rysunków. Minął rok, odkąd odstawiłam leki SSRI. Choć czasami nachodzi mnie smutek związany z tym, co przeżyłam i kogo straciłam, po raz pierwszy w życiu czuję wewnętrzny spokój – coś, czego nigdy nie zaznałam jako Świadek Jehowy.
Jako Świadkowie Jehowy musieliśmy godzinami słuchać przemówień, które nieustannie wpędzały nas w poczucie winy, wpajały nienawiść do świata, wmawiały, że dążenie do sukcesu to coś złego i sprawiały, że czuliśmy się niewystarczająco dobrzy. A po tych przemówieniach otaczali nas inni ŚJ, którzy bez chwili wahania gotowi byli nas „upominać”, jeśli tylko powiedzieliśmy coś, zachowaliśmy się lub ubraliśmy w sposób, który ich zdaniem nie pasował do standardów ŚJ.
Byłem głęboko przygnębiony, ale paradoks polegał na tym, że indoktrynacja następowała tak stopniowo, że nie zdawałem sobie nawet sprawy, jak bardzo jestem nieszczęśliwy. Dopiero rok po odejściu mogę w końcu powiedzieć: jestem szczęśliwy. Oczywiście, miewam gorsze dni, ale moje naturalne, podstawowe samopoczucie to radość… Coś, co było niemożliwe jako ŚJ.
Właśnie się zaręczyłam z moim wspaniałym chłopakiem, który oczywiście jest „ze świata”. Nie przekroczyłam progu Sali Królestwa od ponad roku i jestem dumna z tego, jak wiele postępów zrobiłam w swoim życiu. Kiedy odeszłam, byłam zagubiona i miałam myśli samobójcze, bo zostałam odrzucona, mimo że nie byłam oficjalnie wykluczona ani nie odeszłam formalnie. Zajęło mi trochę czasu, zanim w pełni się przebudziłam, ale jestem wdzięczna ludziom z tego subreddita oraz youtuberom, takim jak John Cedars, którzy dodali mi odwagi, by być sobą i kwestionować swoje wierzenia. Odkąd odeszłam, jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Chciałam tylko podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali, odkąd tu dołączyłam. Dziękuję za wszystko, kochani ❤️✨
Doszłam do momentu, w którym było tak źle, że chciałam odebrać sobie życie. Trafiłam do szpitala na prawie tydzień, by „dojść do siebie”. Moi rodzice byli przekonani, że moje nieszczęście to wynik źle dobranych leków i że lekarze pomogą mi je odpowiednio dostosować. Dopiero później dowiedziałam się, że moje badania psychiatryczne wykazały, że byłam całkowicie zdrowa – jedynie przytłoczona ogromnym stresem.
W końcu nadszedł dzień, by odejść. Po kryjomu wyniosłam swoje rzeczy do samochodu. a rodzinie powiedziałam, że jadę na wizytę lekarską. Stamtąd wydrukowałam bilet lotniczy i pojechałam prosto na lotnisko. (...)
Po przyjeździe do Singapuru moje życie zaczęło się zmieniać na lepsze, ale wciąż towarzyszył mi lęk – między innymi przerażała mnie myśl, że zostanę zgładzona w Armagedonie. W końcu, za namową ojca, wróciłam, by spotkać się ze starszymi, co skończyło się moim wykluczeniem. Od tamtej pory nie mam żadnego kontaktu z rodziną. Po wykluczeniu zaczęłam intensywnie zgłębiać temat i dziś mogę powiedzieć, że jestem mentalnie wolna od tej sekty. Odejście było najlepszą decyzją mojego życia. Dziś jestem szczęśliwą żoną najwspanialszego mężczyzny. Przeprowadziłam się do Singapuru, by być z mężem, podróżować i poznawać niesamowitych ludzi. W zeszłym roku wróciłam do Stanów i studiuję, by zdobyć licencjat z edukacji. Mam nadzieję, że każdy, kto zdecyduje się odejść, znajdzie ten sam spokój i radość, co ja.
Life After Jehovah's Witnesses - film dokumentalny na kanale exJW Diaries (po angielsku)
Byłem wypalony. Przez lata się wysilałem i wysilałem, i wysilałem – codzienne głoszenie, codzienne studium, aktywny udział w zebraniach. Nie mogłem już zrobić nic więcej, ale oni wciąż wymagali więcej. Aż w końcu coś we mnie pękło. (...)
Tydzień po wyjściu ze szpitala postanowiłem odebrać sobie życie. Ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie i zamiast tego poszedłem do lekarza. Powiedziałem mu, jak do tego doszło – jak bardzo starałem się zadowolić Boga, jak nigdy nie było to wystarczające i jak nie mogę już znieść myśli o dalszym życiu. Lekarz poradził mi, bym wziął urlop – dosłownie wyjechał na tydzień albo po prostu przez kilka dni robił wyłącznie to, co sam chcę. Spróbowałem. Tydzień zamienił się w dwa. Dwa tygodnie w miesiąc. Miesiąc w dwa miesiące. I z każdym kolejnym tygodniem czułem się coraz szczęśliwszy. Nie czytałem Strażnicy od miesięcy i czuję się o wiele „lżejszy”. Ćwiczę, oglądam komedie, które poprawiają mi humor, wychodzę do kawiarni i bibliotek, żeby rozmawiać z ludźmi. Aktualnie gram na skrzypcach na ulicy – mam oficjalne pozwolenie od rady miejskiej i wszystko. Wczoraj zarobiłem 30 funtów. Ludzie podchodzili i mówili, że moja muzyka jest piękna. Nadal wierzę w Boga, ale nie chcę już być częścią tej religii. Po prostu chcę żyć i być szczęśliwy.
Siedem miesięcy temu poślubiłem najwspanialszą osobę na świecie. Oboje byliśmy Świadkami Jehowy i poznaliśmy się tutaj, szukając wsparcia. Jeśli to oznacza, że jesteśmy „chorzy pod względem umysłowym”, to mam nadzieję, że ta „choroba” jest nieuleczalna, bo nigdy wcześniej nie byliśmy tak szczęśliwi.
Minęło już ponad 25 lat, odkąd odszedłem z tej religii. W tym czasie skończyłem studia, zrobiłem karierę, założyłem rodzinę i wychowałem dwoje wspaniałych dzieci. Kiedy mnie wykluczono, wydawało mi się, że moje życie właśnie się skończyło — nie wiedziałem wtedy, że tak naprawdę dopiero się zaczynało.
Uczucie ulgi, jakie odczułem po poznaniu prawdy o tej sekcie, było nie do opisania. Cieszę się, że mogę wychowywać swoje dzieci według własnych zasad, a nie według czyjegoś narzuconego wzorca. Daliśmy im świat pełen różnorodnych doświadczeń i wartości, których nigdy by nie poznały, gdybyśmy pozostali w tej religii. (...) Niestety, wiązało się to z utratą kontaktu z całą rodziną — nawet po powolnym „zaniknięciu” wszyscy się ode mnie odcięli. (...) Ich wybór.
Jestem szczęśliwy w moim nowym życiu — najszczęśliwszy, jaki kiedykolwiek byłem — choć nadal boli mnie utrata rodziny i dawnych przyjaciół. Pamiętam jednak, jak bardzo cierpiałem każdego dnia, będąc częścią tej religii. Wciąż jestem młody, więc te wspomnienia są jeszcze świeże. Czuję złość na to, co zrobili i co nadal robią nowym, niewinnym osobom. Mój brat uważa, że powinienem po prostu zapomnieć i ruszyć dalej, ale ja nie potrafię się z tym pogodzić.
Tak jak wielu tutaj, wahałem się i nie byłem gotowy na utratę wszystkiego... Stracić jedyny świat, jaki znałem. Moją żonę, przyjaciół, rodzinę, a nawet dwójkę dzieci. W głębi serca wierzyłem, że moje dzieci też w końcu odejdą, ale nie było żadnej gwarancji – mogło się potoczyć różnie.
To historia, która powtarza się wciąż i wciąż. Część dzieci zostaje w organizacji, a część w końcu się budzi i odnajduje wolność.
A kiedy nadszedł ten moment – gdy cała ta iluzja legła w gruzach – rzeczywiście straciłem wszystko. Moje 27-letnie małżeństwo, wszystkich „przyjaciół” i większość rodziny. Ale nie żałuje... To była najlepsza decyzja w moim życiu.