strona główna > polski > doświadczenia > paul grundy w betel
Jak Betel wstrząsnęło moją wiarą
[Przełożył: Dawid S., aka PanWór, 28.01.2025]
Najpopularniejsze książki i strony internetowe poświęcone Świadkom Jehowy najczęściej wychodzą spod pióra byłych Betelczyków[1]. Jak to możliwe, że ludzie, którzy z niezłomnym przekonaniem oddali swoje życie, by służyć jako wolontariusze w Biurze Głównym Świadków, stają się potem jej najbardziej zdecydowanymi przeciwnikami? Oto moja historia.
Dorastałem na Tasmanii, samotnej wyspie u wybrzeży Australii, oddalonej o setki kilometrów od australijskiego oddziału Betel. Sama nazwa Betel – określająca główną siedzibę Strażnicy i jej filie – budziła we mnie podziw. Chociaż wiedziałem, że Świadkowie Jehowy są tylko ludźmi i daleko im do doskonałości, wierzyłem, że ich przywódcy działają pod bezpośrednim wpływem ducha Jehowy. Dzięki temu mogli osiągać rzeczy, których żaden światowy koncern ani organizacja religijna nie potrafiłaby nawet naśladować.
Pod przewodnictwem Jehowy jego lud był w stanie wznieść Sale Królestwa w zaledwie dwa dni – to niezwykłe osiągniecie nazywane było „szybką budową” (ang. quick build)[2]. To Jehowa miał poprowadzić ich do stworzenia MEPS[3], pionierskiego na skalę światową systemu tłumaczenia publikacji na setki języków, wspierając globalne dzieło głoszenia i spełnienie proroctwa z Mateusza 24:14. W odniesieniu do swojej organizacji i poszukiwania prawdziwych naśladowców w tej końcowej części dni ostatnich, duch Jehowy wciąż czynił cuda. Tak przynajmniej zostałem wychowany.
Pamiętam to surrealistyczne uczucie, gdy pewna siostra z mojego zboru w Hobart została wezwana do Betel w Sydney, aby przez tydzień pomagać przy jednym z projektów. Był to najwyższy przywilej, a na każdym dorocznym kongresie uczestniczyłem w specjalnym spotkaniu w porze lunchu dla tych, którzy pragnęli zostać Betelczykami.
W 1990 roku moi rodzice zostali poproszeni o przeprowadzkę do Sydney, by służyć tam, gdzie była większa potrzeba. Miałem wówczas 20 lat i razem z nimi dołączyłem do zboru w Parramatta. Parramatta leżała zaledwie 25 kilometrów od australijskiego Biura Oddziału w Ingleburn, w strefie zborów, do których regularnie przydzielano Betelczyków. To właśnie wtedy poznałem ich osobiście. Z czasem uświadomiłem sobie, że Betelczycy są zwykłymi ludźmi, jednak moje pragnienie, by służyć w samym centrum organizacji Jehowy, nie osłabło. Przecież nigdzie indziej nie było możliwości, by znaleźć się tak blisko serca organizacji i działania ducha Jehowy.
Pamiętam, jak pewnego dnia Betel poprosiło stałych pionierów z naszego zboru o pomoc w kuchni. Spędziłem tam kilka dni, ale był to dla mnie bardzo ciężki czas. Choć australijskie Biuro Oddziału mieściło się na rozległej farmie z perfekcyjnie utrzymanymi ogrodami, coś w tej „stepfordzkiej perfekcji” napawało mnie smutkiem. Czułem, że to nie jest moje miejsce, ale mimo tego nadal marzyłem o życiu w Betel. Moje problemy z wiarą nie były niczym nowym; nieustannie modliłem się o nią do Jehowy. Przecież, jeśli chciałem przetrwać nadciągający Armagedon, Betel było dla mnie najlepszą szansą, by stać się człowiekiem duchowym, jakiego Jehowa ode mnie oczekiwał.
Podczas pionierowania uczęszczałem na uniwersytet, co spotykało się z niemałym sprzeciwem. W tamtym czasie wyższe wykształcenie było źle widziane wśród Świadków Jehowy (po krótkim okresie tolerancji w latach 90., edukacja wyższa ponownie stała się tematem tabu). Po ukończeniu studiów kontynuowałem pionierowanie, podjąłem pracę na pół etatu jako sprzątacz i złożyłem swoje podanie do Betel. Byłem studentem przez większą część swojego życia, więc gdy studia się skończyły, miałem trochę dodatkowych pieniędzy w kieszeni, a lato w Sydney było w pełni. W tamtej chwili wydawało się, że życie nie może być lepsze.
Niespełna miesiąc później w mojej skrzynce znalazł się list z akceptacją do Betel. Przyjąłem go z pewnym żalem, bo właśnie wkraczałem w najlepszy okres mojego życia. Na początku 1991 roku wprowadziłem się do „Domu Bożego”.
Betel opiera się na dwóch głównych formularzach. Pierwszy to formularz zgłoszeniowy, zawierający długą listę pytań. Jako osoba zawsze brutalnie szczera, zmagałem się z kilkoma z nich, głównie przez wcześniejsze doświadczenia, które kładły cień na mojej przeszłości. Niemniej jednak, gdy wstąpiłem do Betel, byłem bardzo naiwny i z całą pewnością nie miałem jeszcze żadnego doświadczenia.
Drugim dokumentem był „Ślub ubóstwa”, który w 2002 roku przemianowano na bardziej rozbudowany „Ślub Posłuszeństwa i Ubóstwa Wspólnoty Specjalnych Sług Pełnoczasowych Świadków Jehowy”. Do Ślubu dołączano list wyjaśniający jego intencję: „Dokument ten potwierdza porozumienie, na podstawie którego każdy członek tej wspólnoty świadczy swoje usługi, co pomaga organom rządowym lepiej zrozumieć ofiarną, a nie finansową motywację osób służących w specjalnej pełnoczasowej służbie” (tłum. moje). Ślub Ubóstwa (2002) obejmuje (tłum. moje):
- Powstrzymywanie się od podejmowania pracy świeckiej bez zgody wspólnoty;
- Przekazywanie organizacji wspólnoty wszelkich dochodów uzyskanych z jakiejkolwiek pracy lub osobistych działań, które przekraczają moje niezbędne wydatki na życie, chyba że zostanę zwolniony z tego ślubu przez wspólnotę;
- Przyjmowanie takich zapewnień dla członków wspólnoty (jak posiłki, zakwaterowanie, zwrot wydatków czy inne), jakie są dostępne w kraju, w którym służę, niezależnie od poziomu mojej odpowiedzialności czy wartości moich usług;
- Zadowalanie się skromnym wsparciem otrzymywanym od wspólnoty tak długo, jak jestem uprzywilejowany, by w niej służyć, i nieoczekiwanie żadnego dalszego wynagrodzenia, jeśli zdecyduję się opuścić wspólnotę lub jeśli wspólnota uzna, że nie kwalifikuję się już do dalszej służby (Mateusza 6:30-33; 1 Tymoteusza 6:6-8; Hebrajczyków 13:5);
Powyższa lista (w języku angielskim)
Nie potrafię zrozumieć, jak to jest zgodne z prawem. Dlaczego pracownicy australijskich firm korzystają z surowych i sprawiedliwych praw ochronnych, a młody, zindoktrynowany wyznawca może się ich zrzec, ponieważ „Wspólnota religijna to porozumienie służące realizacji wspólnego, religijnego, a nie nastawionego na zysk celu”? Australijskie prawo surowo reguluje ochronę pracowników, zapewniając im minimalne wynagrodzenie, urlopy chorobowe, coroczne wakacje oraz składki na fundusz emerytalny (superannuation). Jednak podpisując „Ślub ubóstwa”, Betelczyk zmuszony jest przyznać, że jako ochotnik nie potrzebuje ochrony przewidzianej w australijskim prawie pracy.
Chociaż oficjalnie zgłosiłem się dobrowolnie, de facto stałem się pełnoetatowym pracownikiem Strażnicy, zobowiązanym do przepracowania co najmniej 44 godzin tygodniowo przez pięć i pół dnia, z określonymi godzinami pracy i zakresem obowiązków. Miesięczne kieszonkowe wynosiło zaledwie 95 dolarów, z dodatkiem 80 dolarów na transport dla właścicieli samochodów, oraz rocznym bonusem w wysokości 400 dolarów. Roczna suma nieprzekraczająca 2500 dolarów wydaje się absurdem, zwłaszcza że przeciętne wynagrodzenie w tamtym czasie wynosiło około 40 000 dolarów rocznie. Betel jednak zapewniało darmowe zakwaterowanie we współdzielonym pokoju, wyżywienie, usługi pralnicze oraz używane ubrania dostępne z tzw. „grab”. Nauczyłem się oszczędzać, do tego stopnia, że planowałem tygodniową liczbę gum do żucia, na które mogłem sobie pozwolić.
To właśnie podczas pobytu w Betel złożyłem wniosek o pierwszą kartę kredytową. Wówczas Dział Księgowości wystawił mi list potwierdzający moje dochody.
Kliknij tutaj, aby zobaczyć oryginał.
Z ogromnym trudem udało mi się przekonać bank do przyznania mi konta z kartą kredytową. Przydzielono mi jednak najniższy limit, o jakim kiedykolwiek słyszałem – 500 dolarów.
Ukończyłem studia z tytułem Bachelor of Commerce (licencjat nauk ekonomicznych) i liczyłem, że będę mógł pomóc w dziale księgowości Betel. Zamiast tego powiedziano mi, że Betel to miejsce, w którym uczy się pokory. Moim pierwszym przydziałem była praca sprzątacza fabrycznego. Przez pierwsze osiemnaście miesięcy codziennie szorowałem ponad 20 toalet oraz niezliczone okna i podłogi.
Betelczycy dzielą pokoje, a moim pierwszym współlokatorem był Shane, który mieszkał tam już od kilku lat. Ostrzegł mnie, żebym uważał, bo można zostać wyrzuconym za „noszenie skarpet w niewłaściwym kolorze”. Później dowiedziałem się, że niedługo przed moim przyjazdem został publicznie upomniany. Dwóch innych Betelczyków, Shane i nowo zainteresowany studiujący Biblię, wybrało się samochodem V8 Ford Falcon do Kings Cross – owianej złą sławą dzielnicy czerwonych latarni w Sydney. Zatrzymali się i zagadnęli prostytutkę. Zapytała, czy może się z nimi zabrać. Jeden z Betelczyków, zachwycony jej urodą, powiedział jej, że chętnie by się z nią przespał, ale nie może, ponieważ jest Świadkiem Jehowy. W drodze powrotnej, pędząc autostradą z prędkością przekraczającą 200 kilometrów na godzinę, zachowanie to mocno zszokowało nowego studiującego Biblię. Opowiedział o wszystkim swojemu prowadzącemu studium, który powiadomił starszych z Betel. Dwóch Betelczyków zostało wydalonych, natomiast Shane otrzymał jedynie publiczne upomnienie, ponieważ był biernym świadkiem zajścia z tylnego siedzenia samochodu.
Pierwszy miesiąc w Betel to dla większości prawdziwa próba z trzech kluczowych powodów:
- Regulamin
- Poczucie samotności
- Tęsknota za udziałem w służbie kaznodziejskiej
Życie w Betel to dla wielu szok, ponieważ jest niezwykle uregulowane. Kiedy tam byłem, codzienność wyznaczały dzwonki: pobudka, śniadanie, rozpoczęcie pracy, przerwa na obiad, a w końcu zakończenie dnia roboczego.
Dla większości młodych mężczyzn Betel to pierwsze doświadczenie życia z dala od rodziny, przez co trudno pogodzić się z tęsknotą za bliskimi i przyjaciółmi (Samotne siostry zapraszane są bardzo rzadko, zazwyczaj wyłącznie do pracy w ambulatorium. Małżeństwa z pewnością mierzą się z własnym zestawem wyzwań). Kiedy przyjechałem do Betel, pozostałem członkiem zboru w Parramatta, co sprawiło, że samotność nie doskwierała mi tak mocno jak innym.
Aby zostać zaproszonym do Betel, istotnym wymogiem jest bycie pionierem stałym. Pewne wyjątki czynione są dla osób posiadających konkretne umiejętności lub na potrzeby dużych projektów budowlanych. Jednak generalnie większość Betelczyków to osoby, które wcześniej poświęcały wiele godzin każdego tygodnia na działalność kaznodziejską. Kiedy jednak znalazłem się w Betel, moje aktywności duchowe znacząco zmalały. Najtrudniejsze okazało się uświadomienie sobie, że nie jest to miejsce natchnione duchem świętym – to po prostu fabryka.
W ciągu pierwszych dwóch miesięcy przekonałem się, że Betelczycy w niczym nie różnią się od ludzi „ze świata”, z którymi wcześniej pracowałem czy chodziłem do szkoły. Pewnego dnia starszy zboru przed czterdziestką schodził po schodach w moim kierunku, kiedy ja szedłem do góry. Powiedziałem „Cześć Spansey”, zwracając się do niego przydomkiem, którym słyszałem, że nazywają go inni. Wtedy nagle się odwrócił, złapał mnie za szyję, przycisnął do ściany i zagroził: „Jeśli jeszcze raz tak do mnie powiesz, zabiję cię. Nazywam się brat Spans-Marrae”.
Nigdy wcześniej nie byłem ofiarą takiej przemocy i czułem się fizycznie wstrząśnięty. Świadkowie Jehowy są instruowani, aby zgłaszać niewłaściwe zachowania innych[4], więc mimo wstydu i zażenowania uznałem, że powinienem porozmawiać o tym zdarzeniu ze swoim nadzorcą. Zwróciłem się do Winstona Paine’a, który poradził mi o wszystkim zapomnieć, ponieważ brat Spans-Marrae pochodził z trudnego środowiska i już dokonał w swoim życiu ogromnych zmian. Postanowiłem to zostawić, choć przyznam, że później miałem pewną satysfakcję jego kosztem. Kiedy dotarł do mnie dyplom ukończenia studiów, wprowadziłem w nim drobne zmiany i anonimowo zostawiłem jego kopię na biurku Alana.
[Na zdjęciu widnieje dyplom „szkoły życia” (ang. University of Hard Knocks) przyznający Alanowi Spans-Marae tytuł licencjata Betel, datowany na 26 sierpnia 1991 roku.]
Starałem się odnaleźć pozytywne strony pracy przy sprzątaniu „fabryki”. Mój rówieśnik, Stephen Mann, został przydzielony do pracy ze mną i razem spędzaliśmy czas, realizując zadania, śmiejąc się i dobrze bawiąc. Największą przyjemność sprawiało nam czyszczenie basenu. Włączaliśmy radio i cieszyliśmy się pracą na świeżym powietrzu. Pewnego dnia nadzorca domu, Greg Frank, przyszedł sprawdzić, co robimy. Był wściekły, ponieważ słuchanie radia podczas godzin pracy było w Betel surowo zabronione. Niedługo później zostałem wezwany do jego biura, gdzie oznajmił mi, że nie będę już pracował ze Stephenem, ponieważ zauważono, że za dużo ze sobą rozmawiamy podczas pracy. Kolejne tygodnie były dla mnie wyjątkowo trudne – nie byłem przygotowany na spędzanie długich godzin w zupełnej ciszy, z własnymi, natrętnymi myślami, które krążyły w mojej głowie bez końca.
W zborze Parramatta miałem wielu przyjaciół. Wieczorami po kolacji opuszczałem Betel, by się z nimi spotkać, często wracając do domu dopiero przed północą. W weekendy spałem w mieszkaniu mojej siostry, która również mieszkała w Parramatta. Raz do roku, w sobotę, Betel organizowało „wieczór rodzinny” – pełen radości wieczór, podczas którego mieszkańcy mogli pochwalić się swoimi talentami. Grałem na saksofonie w prowizorycznym zespole, wykonując utwór Brazil. Gdy wszystko się skończyło, a sprzęt został już spakowany, opuściłem Betel i pojechałem do siostry na noc.
Niedługo po wieczorze rodzinnym zostałem wezwany na rozmowę z bratem Hamnetem, jednym z członków Komitetu Oddziału. Wyraził zaniepokojenie, informując mnie, że regularnie widywano mnie wracającego do Betel po godzinie 23, a raz nawet „nocna straż” zanotowała, jak wychodziłem z budynku po północy. Do tego doszło oskarżenie, że mój samochód był zaparkowany przed klubem nocnym w pobliżu Betel – co było zwykłym kłamstwem. Brat Hamnet zażądał wyjaśnień, tłumacząc, że „po północy nic dobrego się nie dzieje”. Odpowiedziałem, że nigdy nie byłem w owym klubie, wyjaśniłem, że tamtego wieczoru odwiedzałem siostrę, a często wracałem późno od znajomych, bo moi współlokatorzy kładli się spać o 20, a ja nie potrafiłem zasnąć przed 23 (W tamtym okresie Betel tak się rozrosło, że w niewielkim pokoju, zaprojektowanym dla dwóch osób, mieszkały trzy. Pech chciał, że moimi współlokatorami byli dwaj bracia rodzeni – Michael i David Van Brugh – a dla mnie, przeznaczono róg wielkości mojego pojedynczego łóżka).
Niedługo potem znów musiałem stawić się przed bratem Hamnetem. W tym czasie główna brama, otwierana za pomocą karty, była w remoncie. Aby dostać się nocą do Betel, trzeba było używać innej bramy, wysiąść, otworzyć kłódkę, przejechać samochodem, a następnie zamknąć kłódkę. Znalazłem jednak skrót – automatyczną bramę przy przylegającej Sali Królestwa oraz ścieżkę pomiędzy nią a Betel, dokładnie na szerokość mojego samochodu. Niestety, wieczorni strażnicy, których nazywaliśmy „nocną strażą” – trzej bez poczucia humoru bracia – zauważyli mój pomysłowy wjazd i złożyli pisemną skargę. Z powodu mojej indyskrecji ścieżka ta zaczęła być nazywana „Grundy Lane” (dosł. Uliczka Grundy'ego) przez niektórych młodych braci.
Podczas mojego pobytu w Betel bracia zwykle nosili białe koszule. Zawsze ceniłem sobie jednak odrobinę ekstrawagancji i wolałem wzorzyste, kolorowe koszule. Pracownicy pralni zwykli żartować, że mój wieszak na ubrania był najłatwiejszy do rozpoznania. Z czasem coraz więcej braci zaczęło nosić bardziej kolorowe stroje.
Na tym etapie wciąż pracowałem w dziale sprzątania, podlegając Gregowi Frankowi. Pewnego dnia brat Frank wezwał mnie na rozmowę. Powiedział, że uważa, iż nie pasuję do Betel, i zapytał, czy nie rozważyłbym odejścia. W przypływie uporu, który teraz uważam za głupotę, odpowiedziałem, że Betel mi służy i nie zamierzam odchodzić. Wiedziałem, że życie w Betel nie jest dla mnie, ale propozycja odejścia była dla mnie równoznaczna z porażką, wolałem odejść na własnych warunkach.
Tydzień później brat Franz przeniósł mnie do kuchni, gdzie miałem za zadanie myć naczynia. Uważał, że praca pod nadzorem wyjdzie mi na dobre. Polubiłem pracę w kuchni – było tam z kim porozmawiać i pośmiać się. Pracowało tam też kilku świetnych ludzi, jak Colin i Joe. Kierownikiem kuchni był Lance – pewnego dnia z dumą opowiadał mi, jak udało mu się obniżyć średni koszt posiłku z 1,08 dolara na 1,06 dolara. Słyszałem, że po moim odejściu sytuacja w kuchni uległa zmianie. Zbyt wielu ludzi zaczęło korzystać ze zwolnień chorobowych, więc zatrudniono dietetyka, aby upewnić się, że posiłki są odpowiednio zbilansowane pod względem wartości odżywczych.
Niedługo po rozpoczęciu pracy w kuchni powierzono mi obowiązki kelnera. Była to dla mnie idealna rola – uwielbiałem obsługiwać ludzi, rozmawiać z nimi i poznawać nowych znajomych. Z czasem zostałem głównym kelnerem, odpowiedzialnym za witanie i rozprowadzanie grup wycieczkowych z pobliskich zborów. Poznałem wtedy wielu sympatycznych młodych Świadków, którzy zapraszali mnie na różne przyjęcia w Sydney. Poproszono mnie również, abym obsługiwał wesele w nadjeziornej miejscowości Toronto na północ od Sydney.
Jako główny kelner miałem okazję spotkać i usadzić przy stole kilku „celebrytów” związanych z Towarzystwem Strażnica. Największym uznaniem cieszyli się podróżujący członkowie Ciała Kierowniczego, tacy jak William Lloyd Barry i Frederick William Franz. Franz to postać wyjątkowo istotna w historii tej organizacji. Urodzony w 1893 roku, większość ze swoich 99 lat życia spędził w Betel. Był czołowym uczonym Strażnicy, odpowiedzialnym za rozwój wielu doktryn eschatologicznych, a także czwartym prezesem Towarzystwa Strażnica. Dowiedziałem się, że miał słabość do blondynek, więc zaaranżowaliśmy, aby Rochelle, jedna z pielęgniarek, towarzyszyła mu przy głównym stole.
Innym ciekawym doświadczeniem było obsługiwanie piosenkarza George’a Bensona. Przyjechał do Betel limuzyną, a jego ochroniarz czekał na zewnątrz, podczas gdy Benson spożywał posiłek przy honorowym stole. Wiele lat później stworzyłem filmik na YouTube, zawierający krótkie fragmenty przedstawiające słynnych Świadków Jehowy, który obejrzano ponad milion razy. W materiale pojawiło się kilka sekund jednej z piosenek George’a Bensona. Choć nie uważałem, że naruszyłem prawa autorskie, wytwórnia muzyczna zgłosiła roszczenie do Google. Od tego czasu w moim filmie pojawiają się reklamy, a zyski trafiają do Bensona – co w pewnym sensie sprawia, że nadal mu „służę”.
Kiedy Betel zaczęło się rozrastać, ruszyły prace budowlane, a mnie przeniesiono do tymczasowego dormitorium. Trafiłem tam z moim pierwotnym współlokatorem oraz budowlańcem o imieniu Sven. Shane, który zdążył już spędzić w Betel kilka lat, regularnie wygłaszał ostre komentarze przeciwko homoseksualistom. W duchu przypomniały mi się słowa Szekspira: „Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele”. W formularzu aplikacyjnym do Betel znajdowało się zresztą pytanie: „Czy kiedykolwiek byłeś(-aś) w związku homoseksualnym?”.
[Na zdjęciu widnieje pytanie 3 z pięcioma podpunktami z formularza aplikacyjnego do Betel:
- Czy słuchasz muzyki promującej niemoralność seksualną, przemoc, spirytyzm, wulgaryzmy lub inne treści nieodpowiednie dla chrześcijan? ... [Tak/Nie]
- Czy w ciągu ostatniego roku oglądałeś materiały nieodpowiednie dla chrześcijan, takie jak filmy czy nagrania zawierające przemoc, spirytyzm lub niemoralność seksualną? Czy też pornografię, czy to w formie drukowanej, w Internecie, czy w inny sposób? ... [Tak/Nie]
- Czy kiedykolwiek byłeś w związku homoseksualnym? ... [Tak/Nie]
- Jeśli odpowiedziałeś „tak”, wyjaśnij: ......
- Czy kiedykolwiek dopuściłeś się molestowania seksualnego dzieci? ... [Tak/Nie]]
Pewnego wieczoru Shane opowiadał nam historię swojego życia. W szczerym przypływie przyznał, że przed chrztem eksperymentował seksualnie z mężczyznami, co zmusiło go do kłamstwa w formularzu aplikacyjnym do Betel. Wyraził wyrzuty sumienia z powodu tego oszustwa. Shane nigdy nie sprawił, że czułem się nieswojo, więc nie miałem mu tego za złe, ale Sven był wyraźnie zbulwersowany faktem, że mieszka z kimś, kto twierdził, że jest „byłym” homoseksualistą.
Jako kelner zaczynałem pracę wcześnie, aby przygotować kuchnię, dzięki czemu kończyłem pracę szybciej niż większość rodziny Betel. Ponieważ dorastałem, ciesząc się windsurfingiem, pewnego dnia postanowiłem spróbować tego na jeziorze obok Betel. Może i nie byłem ostatnią osobą, która tam windsurfowała, ale na pewno byłem pierwszą.
Z jakiegoś powodu zyskałem reputację buntownika, choć bardziej odpowiednim określeniem byłoby „nonkonformista”. W każdym bądź razie nie jest to cecha dobrze widziana w siedzibie organizacji religijnej o wysokim stopniu kontroli.
Każdego ranka wszyscy członkowie Betel zajmowali swoje wyznaczone miejsca w jadalni na śniadanie i poranne wielbienie. Pod stołem znajdowała się półka na książkę z tekstem dziennym. Pewnego ranka Rochelle, samotna pielęgniarka, sięgnęła pod stół po swoją książkę, ale jej palce natknęły się na prezerwatywę. Po raz kolejny znalazłem się w centrum uwagi, gorąco zapewniając o swojej niewinności.
Moja nieustanna obecność w centrum uwagi skłoniła starszych w Betel do decyzji o moim przeniesieniu do nowego zboru. Miało to oddalić mnie od komfortu bliskości rodziny i przyjaciół, a jednocześnie umiejscowić bliżej Betel. Zostałem przydzielony do zboru w Bradbury – biednej dzielnicy, gdzie wielu braci i sióstr wykazywało się dość obojętnym podejściem do zebrań. Wciąż nie mogłem oprzeć się refleksji, że ludzie z tego zboru niewiele różnią się od kilku osób „ze świata”, z którymi chodziłem do szkoły lub pracowałem. Patrząc całościowo, nie odnosiłem wrażenia, że są szczególnie mili, serdeczni, czy bardziej szczerzy i autentyczni niż ludzie „ze świata”, których znałem. Dlaczego więc Bóg miałby zgładzić wszystkich „ze świata”, którzy odcisnęli piętno na moim życiu, a ocalić tych z tego zboru? To samo tyczyło się Betelczyków. Choć nie brakowało tam ludzi dobrych i życzliwych, bywali też aroganccy, wyniośli, zarozumiali i pozbawieni miłości.
W zborze Parramatta pełniłem funkcję sługi pomocniczego. Po przeniesieniu do nowego zboru nie zachowuje się automatycznie tego przywileju – wymaga to ponownego zamianowania. Zapytano mnie, czy istnieje jakikolwiek powód, dla którego nie powinienem być ponownie mianowany. Jednym z moich największych zmagań jako Świadek Jehowy była kwestia masturbacji, co wiązało się z ogromnym ciężarem winy, który nosiłem na swoich barkach. Jak mówi książka „Trwajcie w miłości Bożej”:
„Masturbacja to nawyk szkodliwy pod względem duchowym. Sprzyja egoizmowi i kala umysł. (...) Oczywiście musisz czynić konkretne kroki zharmonizowane z twoimi modlitwami — na przykład wystrzegać się złego towarzystwa oraz wszelkich form pornografii. Jeśli twoje kłopoty z masturbacją się utrzymują, postaraj się porozmawiać o tym ze swoimi chrześcijańskimi rodzicami albo z duchowo dojrzałym, oddanym przyjacielem”
Czułem się zobowiązany wyznać, że nie miałem pełnej kontroli nad kwestią masturbacji, dlatego nie mianowano mnie na sługę pomocniczego. Aby mi pomóc, musiałem spotykać się co tydzień ze starszym z Betel, Jackiem Porterem, aby omówić, czy w danym tygodniu miałem jakieś problemy w tej kwestii.
Podczas jednej z takich rozmów postanowiłem zapytać Jacka, dlaczego Świadkowie Jehowy nie mogą uprawiać seksu oralnego. Ponieważ w tamtych czasach dostęp do informacji był ograniczony, nie byłem nawet pewien, czym dokładnie jest seks oralny. Jack zareagował agresywnie, pytając, skąd wiem o takich praktykach i czy oglądałem czasopisma pornograficzne. Zdecydowanie zaprzeczyłem, ale wspomniałem, że czytałem o tym kiedyś w Strażnicy. Po tym wyjaśnieniu Jack się uspokoił i wyjaśnił, że to nieczysta i niehigieniczna praktyka, szczególnie kojarzona z homoseksualistami.
Jednak to, co powiedział potem, zupełnie mnie zaskoczyło. Zadał pytanie: „Czy byłeś kiedyś z prostytutką podczas pobytu w Betel?”. Jak ktoś, kto porzucił normalne życie, by w pełni oddać się służbie w Betel, z myślą, że Armagedon może nadejść „w każdej chwili”, mógłby zaryzykować wszystko, popełniając nierząd z prostytutką czy kimkolwiek innym? Jack wyjaśnił, że przez pewien czas był problem, że młodzi bracia z Betel czasem czuli się samotni i kończyli w ramionach prostytutki. Chociaż trudno mi było to sobie wyobrazić, wiedziałem, że na drodze Hume Highway, prowadzącej do Betel, rzeczywiście można było zauważyć kilka prostytutek. Może dla niektórych była to decyzja podjęta pod wpływem impulsu. Jednak opuszczenie Betel w tak hańbiących okolicznościach i powrót do dawnego zboru naznaczony takim wstydem wydawało się czymś niewyobrażalnym do przeżycia.
Podczas całego mojego pobytu w Betel wciąż nie straciłem dziewictwa, jednak zamiast odczuwać dumę z powodu swojej samokontroli, ogarniał mnie strach i wstyd z powodu ukrywania grzechu. Dorastając jako Świadek Jehowy, nieustannie zmagałem się z przytłaczającym poczuciem winy i obawą, że w dniu Armagedonu zasłużę na zagładę. Poza masturbacją dopuściłem się „nieczystości”, co w rzeczywistości sprowadzało się do intensywnych pieszczot. Podczas jednej z rozmów z Jackiem Porterem opowiedziałem, jak całowałem się z pionierką i dotykałem jej piersi kilkukrotnie. Jack uznał, że nie ma powodów do zmartwień, ponieważ od tamtych wydarzeń minęły lata, a my oboje nadal byliśmy w pełnoczasowej służbie, co oznaczało, że Bóg nie odebrał swojego błogosławieństwa. Nie wiedziałem wówczas, że w październikowym numerze Naszej Służby Królestwa z 1972 roku (po polsku brak – przyp. tłum.), na stronie ósmej zapisano, że grzechy popełnione ponad trzy lata temu, które zostały wyznane i nie są obecnie praktykowane, „najwyraźniej zostały wybaczone przez Jehowę”.
Znacznie trudniejszym tematem do poruszenia było zdarzenie z udziałem starszego wiekiem brata. W wieku nastoletnim, gdy próbowałem zasnąć, ten brat zaczął mnie obmacywać. Zamiast natychmiast go powstrzymać, na chwilę zamarłem. Przez wiele lat czułem głębokie poczucie winy, nie wiedząc, czy w oczach Boga ponoszę jakąś odpowiedzialność za to, co się stało. Jack uznał to za poważną sprawę, wymagającą spotkania z dwoma starszymi, choć on sam nie miał w nim uczestniczyć. W poczuciu głębokiego wstydu musiałem po raz kolejny opowiedzieć o tym, co się wydarzyło. Brat Colin Lanman zapytał mnie wprost, czy czerpałem jakąś przyjemność z zachowania tamtego brata, i ostrzegł, abym nie dopuścił, by to doświadczenie doprowadziło mnie do homoseksualizmu. Zamiast poczuć ulgę po wyznaniu winy, poczułem się jeszcze bardziej zdezorientowany. Starsi uznali, że nie trzeba podejmować żadnych dalszych działań.
Od tamtej pory byłem pod szczególną obserwacją Jacka Portera. Pewnego dnia, gdy przyszedłem na obiad z nową fryzurą, Jack zawołał mnie do swojego stołu, chcąc dowiedzieć się, do którego fryzjera poszedłem. Uznał, że fryzura była nieodpowiednia dla standardów Betel. Problem w tym, że właśnie wróciłem z salonu fryzjerskiego Betel.
Kiedy byłem odpowiedzialny za zespół sprzątający na Zgromadzeniu Obwodowym, nasza praca zaczynała się dzień wcześniej, w godzinach popołudniowych. Naszym zadaniem było dokładne sprzątanie wyznaczonej sekcji miejsc siedzących. Zjazd odbywał się wówczas na torze wyścigowym Warwick Farm. Moim obowiązkiem było dotrzeć w połowie popołudnia, by zorganizować pracę zespołu. Poprosiłem George’a Hamneta o zgodę, by rozpocząć pracę dwie godziny wcześniej i odpowiednio wcześniej ją zakończyć, co miało ułatwić przygotowania do sprzątania. Jego odpowiedź była krótka: „Nie”. Byłem zszokowany i zabrakło mi słów. Nie prosiłem przecież o czas wolny, a jedynie o przesunięcie godzin pracy, która była częścią służby dla Jehowy. Kilka lat wcześniej miałem podobną rozmowę z szefem „ze świata” na temat wcześniejszego rozpoczęcia pracy, aby uczestniczyć w zgromadzeniu, i zgodził się bez problemu. Gdy ponowiłem prośbę, George kategorycznie odmówił. Mój zespół musiał zacząć beze mnie. Mój przełożony w Betel okazał się mniej wyrozumiały niż osoba spoza organizacji, tym samym uniemożliwiając mi większe zaangażowanie się w dzieło Jehowy. Betel okazało się nie być miejscem przesiąkniętym duchem Bożym, lecz miejscem, gdzie megalomaniacy kontrolowali szczerych, łatwowiernych ludzi.
W czasie mojego pobytu w Betel większość moich przyjaciół z dzieciństwa została wykluczona lub przestała być aktywna. Dwóch znajomych Świadków z Hobart, jeden z Sydney i jeden z Cairns odebrali sobie życie. Niedługo później jeden z moich najbliższych przyjaciół również podjął próbę samobójczą i trafił do szpitala. Niedawno został wykluczony. Wiedziałem, że powinienem go unikać, lecz nie potrafiłem go porzucić. Utrzymywałem z nim kontakt, dzwoniąc z Betel z telefonu w pokoju sprzątania obok mojego pokoju.
Zacząłem kwestionować swoją wiarę w organizację. Kontaktowałem się z różnymi organizacjami biblijnymi i zamawiałem ich materiały, w tym od bahaistów i muzułmanów. Zauważono, że otrzymuję przesyłki z innych grup religijnych. Don Mclean, członek Komitetu Oddziału, zwrócił na to uwagę i porozmawiał ze mną. Był serdecznym bratem, który wcześniej pełnił rolę celebranta na ślubie mojej siostry. Zapytałem, czy mogę badać inne religie, skoro oczekujemy od innych, aby byli otwarci na naszą literaturę. Odpowiedział, że tak, lecz bym robił to ostrożnie i koncentrował się głównie na materiałach Strażnicy.
Porozmawiałem z Vincentem Toole’em o moich wątpliwościach. Znałem go i podziwiałem, odkąd tylko pamiętam. Był kiedyś strzygaczem owiec w Australii, zanim w wieku dwudziestu kilku lat nawrócił się. On i jego żona Sue podjęli służbę w obwodzie, a ich pierwszym przydziałem była Tasmania. Vin i Sue byli niezwykle charyzmatyczni. Pewnego wieczoru, gdy Vin i mój ojciec uczestniczyli w spotkaniu starszych, moja matka, Sue i ja rozebraliśmy się do bielizny i popływałyśmy na plaży w Sandy Bay. Miałem wtedy może 11 lat. Sue była zapaloną miłośniczką pieszych wędrówek, i w wyjątkowo gorący letni dzień w Hobart wspięliśmy się razem na Mount Wellington. Toolowie zostali później powołani do Betel, gdzie Vin, w ramach specjalnego przydziału, ukończył studia prawnicze. Miał słabość do słodyczy, więc na jego ukończenie studiów podarowałem mu trzy Toblerony, które związałem w kształt dużej piramidy.
Zapytałem Vina, skąd bierze pewność co do swojej wiary w Jehowę. Wskazał przez okno swojego biura na pole Betel, gdzie znajdował się rozbudowany system zraszaczy. Zapytał, czy uważam, że mógł się tam znaleźć przypadkiem. Odpowiedziałem, że nie. Wtedy Vin stwierdził, że skoro w wieku dwudziestu kilku lat udowodnił sobie, iż Jehowa istnieje, a Świadkowie Jehowy głoszą prawdę, to nie jest to kwestia, którą należy ponownie rozważać.
Czułem się całkowicie rozczarowany tą odpowiedzią. Podczas gdy Vin się nawrócił, ja zostałem wychowany jako Świadek Jehowy i nie byłem pewien, czy w wieku 16 lat miałem wystarczająco dużo informacji, by podjąć tak ostateczną decyzję. Uważałem też, że decyzje tej wagi nie mogą być raz na zawsze ustalone. Co, jeśli nowe informacje rzuciłyby inne światło na sprawę? Byłem zawiedziony, że ktoś tak inteligentny jak Vin czuł się komfortowo, nie rewidując swoich poglądów z biegiem czasu.[5]
Moje poszukiwania związane z innymi grupami religijnymi nie przyniosły żadnych rezultatów. Towarzystwo Strażnica było wszystkim, co znałem, a każdą nową treść analizowałem przez pryzmat krytycznego spojrzenia Świadków Jehowy. Jeśli Strażnica nie była kierowana przez Jehowę, nie wydawało się możliwe udowodnienie, że inne grupy religijne były. Odejście od Świadków Jehowy wydawało się nie do pomyślenia dla kogoś, czyje całe życie – rodzina i przyjaciele – opierało się na tej wierze. Nie rozważałem czytania materiałów od odstępców ani zgłębiania technik kontroli stosowanych przez sekty, co uniemożliwiło mi pełne zrozumienie mojego ówczesnego stanu psychicznego.
Byłem w Betel prawie trzy lata, gdy podjąłem decyzję o odejściu. Viv Mouritz, Nadzorca Oddziału, dowiedział się o moich planach i zaprosił mnie do swojego biura. W życzliwy sposób wyjaśnił, że nikt nie lubi życia w Betel, ponieważ nie jest to naturalne, by żyć w tak instytucjonalnym środowisku. Ale wszyscy z nadzieją patrzymy na przyszłość w Nowym Systemie, gdzie będziemy mieli własne domy. Pozostajemy, wiedząc, że czeka nas tylko krótki czas, zanim Bóg wynagrodzi naszą wierność. To przemówiło do mnie, więc postanowiłem zostać.
W tym czasie do Betel wprowadziła się wspaniała para, Debbie i Nathan Mouritzowie, aby przejść szkolenie przed ich przydziałem jako misjonarze na Fidżi. Szybko nawiązałem z nimi bliską więź. Podziwiałem także inną parę, Doma i Elishę, którzy pracowali w Betel i byli przypisani do zboru w Bradbury. Byli pełni życia i radości. Dom został ponownie mianowany starszym w Bradbury, a Elisha pracowała jako kelnerka pod moim nadzorem. Praca z nią była prawdziwą przyjemnością, a ja nie mogłem oprzeć się zauroczeniu nią. Wspólnie jeździliśmy na zebrania do zboru w Bradbury. Pewnego dnia Dom odwiedził mój pokój i zauważył płytę CD zatytułowaną Classics for Lovers, z okładką przedstawiającą zmysłową sylwetkę obejmującej się pary. Zganił mnie za posiadanie „pornograficznego” materiału, mimo że muzyka klasyczna na tym albumie była niezwykle piękna.
Pewnego dnia Elisha nie pojawiła się w pracy. Ani następnego. Trzeciego ranka ogłoszono, że Dom nie jest już starszym zboru ani członkiem rodziny Betel. Najbliższa przyjaciółka Elishy wyznała, że przez ostatnie siedem lat miała romans z Domem. Co gorsza, Dom dopuścił się cudzołóstwa z nią na terenie Betel. To zdarzenie głęboko mnie poruszyło z dwóch powodów. Po pierwsze, dotknęło ludzi, których kochałem i których uważałem za wzór. Szczegóły, które stopniowo wychodziły na jaw, czyniły sytuację jeszcze bardziej tragiczną. Po drugie, to wydarzenie rozwiało resztki moich wątpliwości co do tego, że duch święty miałby kierować Towarzystwem Strażnica. Organizacja twierdzi, że duch święty kieruje zarówno treściami w artykułach, jak i procesem mianowania starszych. A jednak Dom, mając na swoim koncie wieloletni romans, został ponownie mianowany starszym. Jeśli Towarzystwo Strażnica jest w błędzie w kwestii tego, że starsi są mianowani przez ducha świętego, to nie ma podstaw, by wierzyć, że ich doktryny również pochodzą od ducha świętego.
Moje emocje stały się bardzo niestabilne. Być może z litości, a być może z zauroczenia, zacząłem obdarzać Elishę nadmierną uwagą, aż w końcu poprosiła mnie, bym dał jej trochę przestrzeni. Zrezygnowałem z funkcji głównego kelnera i przeniosłem się do pracy jako kelner w drugiej jadalni, gdzie obsługiwałem zespół budowlany.
Byłem na krawędzi porzucenia wiary, ale nie miałem niczego, co mogłoby zapełnić pustkę, więc trzymałem się jej kurczowo, jak tonący brzytwy. Nie mogłem odejść – wiedziałem, że utrata wiary oznaczałaby utratę rodziny i przyjaciół. Utknąłem w Betel, miejscu, którego szczerze nienawidziłem. W wieku 25 lat byłem bez grosza, bez umiejętności, które mogłyby mnie utrzymać, i bez solidnego systemu wierzeń. Nie wiedziałem, co mnie czeka, jeśli zdecyduję się odejść. Zamiast tego coraz częściej wyobrażałem sobie, jak wspaniała byłaby śmierć – niekończące się przestrzenie ciemności, nicości i ukojenia.
Do Betel czasami przyjeżdżał lekarz będący Świadkiem Jehowy, a ja rozmawiałem z nim o swoich myślach samobójczych. Zapytał mnie, czy wybrałem już sposób, w jaki bym się zabił. Odpowiedziałem, że nie mam konkretnego planu, ale wyjaśniłem, że boję się wysokości, więc skakanie nie wchodzi w grę, i boję się bólu, więc cięcie się wydawało najlepszą opcją. Wiedziałem też, że przedawkowanie może nie być skuteczne – mój przyjaciel przeżył taki eksperyment, ale z poważnymi uszkodzeniami mózgu. Lekarz stwierdził, że nie mam się czym martwić, skoro nie jestem na tyle poważny, by dokładnie przemyśleć sposób, w jaki bym się zabił. To była ostatnia rozmowa, jaką kiedykolwiek odbyłem na temat swojej depresji. Patrząc z perspektywy czasu, jestem zszokowany, jak bardzo nieodpowiedzialnie zachował się ten człowiek – zarówno jako lekarz, jak i brat.
W tamtym czasie temat słuchania muzyki w Betel zaczął budzić kontrowersje. Niektóre utwory uznano za nieodpowiednie dla chrześcijan, szczególnie te słuchane przez zespół budowlany. Członkom zespołu sprzątającego polecono przejrzeć kolekcje muzyczne wszystkich Betelczyków podczas ich nieobecności w pokojach i sporządzić listę utworów nieodpowiednich dla Świadków Jehowy. Jack Porter przygotował przemówienie na poniedziałkowe spotkanie rodziny Betel dotyczące tego problemu. Poprosił mnie o stworzenie taśmy, która stopniowo przechodziłaby od muzyki odpowiedniej dla chrześcijan do tej najbardziej kontrowersyjnej, znalezionej w Betel. Zaczęło się od muzyki klasycznej, potem pieśni Królestwa, delikatne brzmienia saksofonu Kenny’ego G, następnie gangsterski rap, aż po ciężki riff metalowy kończący się głośnym krzykiem „Fuck”. To było niezapomniane – niektórzy starsi członkowie rodziny Betel byli wyraźnie wstrząśnięci. Jack wyjaśnił, że cała muzyka pochodziła z kolekcji Betelczyków, i w rezultacie kilku osób zostało poproszonych o opuszczenie Betel.
Wkrótce potem moi rodzice zaproponowali mi dwumiesięczną podróż po Ameryce Południowej. Jako Betelczyk miałem przywilej nocowania w ośrodkach Betel w Peru, Boliwii i Meksyku. Wiedziałem, że jeśli raz opuszczę Betel, nie będę w stanie tam wrócić. Dlatego przed wyjazdem złożyłem rezygnację. Był to środek 1994 roku, trzy i pół roku po tym, jak zacząłem życie w miejscu, w którym nigdy nie powinienem się znaleźć. W ostatni dzień pracy jako kelner, zostawiłem na każdym talerzu tabliczkę czekolady. Chociaż byłem zniszczony przez dyktatorską machinę Betel, wciąż ceniłem wiele przyjaźni, które zbudowałem przez ostatnie trzy lata.
Gdybym nigdy nie zgłosił się do Betel, jestem przekonany, że mimo wszystko doszedłbym do wniosku, iż Strażnica nie jest źródłem prawdy. Nie potrafię jednak powiedzieć, co zrobiłbym z tą świadomością. Być może, jak wielu moich przyjaciół z dzieciństwa, w wieku dwudziestu kilku lat powoli oddaliłbym się od religii lub został wykluczony za jakieś przewinienie. Bez wyraźnego bodźca, który skłoniłby mnie do głębokiego zbadania moich wierzeń, najprawdopodobniej prześlizgnąłbym się przez życie, ciągle obarczony poczuciem winy – tak jak wielu wychowanych jako Świadkowie Jehowy. Z całą pewnością nie założyłbym strony jwfacts.com, ponieważ nie znałbym wewnętrznych mechanizmów funkcjonowania Strażnicy ani jej ludzkiego oblicza. To doświadczenie było kluczowe w moim przejściu od przekonania, że choćby religia ta była pełna zmian doktrynalnych, to przynajmniej jest najuczciwsza, do zrozumienia, że Strażnica należy do najbardziej manipulacyjnych i destrukcyjnych głównych religii chrześcijańskich działających obecnie.
Patrząc wstecz, jestem wdzięczny za swoje doświadczenie w Betel. Dało mi ono fundament do stworzenia jwfacts.com, które z kolei umożliwiło mi poznanie setek niesamowitych ludzi i otrzymanie tysięcy wiadomości pełnych wdzięczności. Być może ta strona przyczyniła się także do uwolnienia dziesiątek tysięcy osób spod wpływu Strażnicy.
Więcej o moim życiu jako Świadka Jehowy można znaleźć w artykule „Paul Grundy ─ autor JWFacts”.
Przypisy
[1]
Jedną z najbardziej wpływowych książek w kontekście Świadków Jehowy jest Kryzys Sumienia autorstwa Raya Franza. Był on członkiem Ciała Kierowniczego od 1971 do 1980 roku w Biurze Głównym w Brooklynie.
Ojcem wszystkich stron internetowych odstępców poświęconych krytyce Świadków Jehowy i najczęściej odwiedzaną przez dwie dekady była freeminds.org, stworzona przez Randalla Wattersa, Betelczyka z lat 70.
Narkissos był użytkownikiem forum jehovahs-witness.com, który znacząco pomógł mi w badaniach. Pracował w Betel we Francji, a po odejściu zajmował się tłumaczeniem Biblii na język francuski.
Barbara Anderson pracowała w Biurze Głównym w Brooklynie w latach 80. i 90. Została przeniesiona do działu pisarskiego i była częścią zespołu badawczego przy tworzeniu książki Towarzystwa Strażnica z 1993 roku, Świadkowie Jehowy — głosiciele Królestwa Bożego. Opuściła organizację jako otwarta krytyczka polityki Strażnicy wobec sprawców nadużyć seksualnych wobec dzieci. Jej wkład w podniesienie świadomości tego problemu w mediach i środowisku prawniczym jest nie do przecenienia. Jej strona internetowa to watchtowerdocuments.org.
Barbara i Joe, 2016
Od 2010 roku dwie najczęściej odwiedzane witryny to jwfacts.com i jwsurvey.org. Choć Lloyd Evans, autor jwsurvey.org, nie miał doświadczeń z Betel, był starszym zboru i przeszedł Kurs Usługiwania, co znacząco wzbogaciło jego perspektywę.
[2]
Miałem okazję uczestniczyć w budowie trzech „szybkich budowach” Sal Królestwa. W trakcie prac nad Salą Królestwa w Sheffield na Tasmanii byłem obecny w głównej sali, gdy nagle zawieszony sufit runął, a płyty sufitowe spadły na pracujących poniżej. Kilka osób zostało uderzonych, choć na szczęście nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń. Przyczyną było zaniedbanie ze strony kierownika budowy, który nie zadbał o odpowiednie przeszkolenie pracowników w zakresie montażu zawieszeń i drutów wiążących. Wydarzenie to skłoniło mnie do refleksji – jak to możliwe, że na projekcie rzekomo kierowanym przez ducha świętego dochodzi do takich wypadków?
[3]
W 1984 roku (w j. polskim 1985) w czasopiśmie Przebudźcie się! ukazał się artykuł MEPS — zdumiewający postęp w drukarstwie, opisujący rewolucyjny system opracowany przez Świadków Jehowy w celu przyspieszenia pracy kaznodziejskiej. MEPS został opisany jako jeden z najbardziej zaawansowanych systemów na świecie.
„Towarzystwo Strażnica śledziło rozwój w tej dziedzinie i wprowadziło metodę fotoskładu wówczas, gdy uporano się z większością związanych z nią problemów. Od roku 1978 Towarzystwo drukuje na rotacyjnych maszynach offsetowych i ma opracowany własny, elektroniczny system wielojęzycznego fotoskładu zwany MEPS. Jest to jeden z najnowocześniejszych na świecie, w pełni zautomatyzowanych systemów druku wstępnego.” Przebudźcie się! 1985 nr 7 s. 6
Towarzyszący MEPS program o nazwie IPS również budził dumę wśród Świadków, a Strażnica triumfalnie informowała, że IBM rozważa jego zakup.
„„IBM stara się ponownie umocnić swą pozycję w przemyśle przez wykorzystanie interesującego zestawu zwanego ‛Zintegrowanym systemem wydawniczym’ (IPS)”. Jak przyznano w raporcie, system ten nie został opracowany przez IBM, tylko „przez Strażnicę, wydawnictwo Świadków Jehowy. System ten Świadkowie utworzyli przede wszystkim na użytek wewnętrzny”.” Przebudźcie się! 1985 nr 12 s.10
IBM ostatecznie nie wdrożył systemu IPS Strażnicy, decydując się zamiast tego na wykorzystanie podobnego rozwiązania, które nie zostało opracowane przez Świadków Jehowy.
Kiedy jako nastolatek czytałem o MEPS, myślałem, że ten system tłumaczy artykuły Strażnicy na inne języki. W rzeczywistości było to po prostu oprogramowanie do składu tekstu, które dostosowywało czcionki w każdym języku, w którym drukowano Strażnicę, tak aby tekst mieścił się na stronach tego samego formatu. Dzięki temu wszystkie publikacje można było wydrukować w jednolitym rozmiarze, np. w formie książki czy czasopisma. Choć jak na ówczesne oprogramowanie było to imponujące, nie było to aż takim cudem, jak mi się wcześniej wydawało.
[4]
„Zgodnie z wymogami tego prawa osoba będąca świadkiem odstępstwa, buntu, morderstwa lub innych poważnych wykroczeń miała obowiązek je ujawnić. W Księdze Kapłańskiej (3 Mojżeszowej) 5:1 (NW) czytamy: „Jeżeli ktoś, jakaś dusza, zgrzeszy przez to, że usłyszał przekleństwo w miejscu publicznym i był tego świadkiem lub to widział albo się o tym dowiedział, a o tym nie powiadomi, to odpowie za swoje przewinienie”” Strażnica 1997 15 sierpnia s. 27
„A zatem jeśli twój przyjaciel wplątał się w coś złego, nie bój się o tym powiedzieć. Dzięki temu otrzyma pomoc, a ty postąpisz lojalnie zarówno wobec niego, jak i wobec Jehowy Boga. No i być może któregoś dnia przyjaciel podziękuje ci za twoje życzliwe starania.” Przebudźcie się! 2008 grudzień s. 21
[5]
To jednak blaknie w porównaniu z tym, co poczułem wiele lat później, widząc Vina Toole’a składającego w 2016 roku fałszywe zeznania przed Królewską Komisją ds. Instytucjonalnych Reakcji na Wykorzystywanie Seksualne Dzieci w Australii. Vin później opowiadał osobom, które znam, że Świadkowie Jehowy zostali wezwani przed Komisję z powodu „prześladowań ze strony odstępców”. Tymczasem Komisja nie była prześladowaniem, lecz bezstronnym dochodzeniem obejmującym 57 różnych organizacji. Oferowano każdej z nich pomoc w usprawnieniu procedur, by lepiej chronić dzieci. Mimo to Vin i pozostali przedstawiciele Strażnicy odeszli z poczuciem pokrzywdzenia, bardziej przejęci ocaleniem wizerunku i uniknięciem odpowiedzialności prawnej niż przyjęciem eksperckich zaleceń, które mogły poprawić bezpieczeństwo ich własnych członków.
Czytaj dalej
- Moje życie w Betel
- List z prośbą o unieważnienie
- Komitet sądowniczy
- Jak pozyskałem swoje dokumenty osobiste z Betel? (jęz. ang.)
- Pogrzeb mojego ojca
W 2015 roku udzieliłem wywiadu na temat mojego wychowania w programie „Conversations” emitowanym na antenie radia ABC. Link do programu można znaleźć na stronie abc.net.au/local/stories lub pobrać plik mp3 tutaj (jęz. ang.).
W 2017 roku udzieliłem wywiadu dotyczącego wierzeń Strażnicy oraz zakazu działalności w Rosji w programie „Voice in the Wilderness” radia ABC. Link do programu można znaleźć na stronie abc.net.au/local/stories lub pobrać plik mp3 tutaj (jęz. ang.).
Joseph Campbell